Rozwieszasz mnie starannie
Na konopnych sznurach
Składasz porządnie w kostkę
I odkładasz na później
Nie uderzysz mnie nigdy
Myślą
Mową
Uczynkiem
Czy zaniedbaniem
Nie o to przecież w tym chodzi
Chodzi o nieustanną
Tęsknotę
Oddziela nas bariera
Kości
Mięśnie
Ścięgna
Płyn mózgowo-rdzeniowy
Bariera
Krew-mózg
Lecz mówią że oczy
Są oknami duszy
Więc wybiłam szyby
Wdrapałam się wpełzłam
By oglądać
Sploty białka, tłuszczu i snów
Przywitała mnie cisza
Duch nie unosił się nad wodami
Usiadłam na zimnej posadzce
Mój śmiech roznosił się echem
Po pustych pokojach
*
Rozwieszasz mnie starannie
Na konopnych sznurach
Wiruję pod sufitem
Mówisz
Popatrz
Teraz możesz latać
A przecież jestem krukiem
Więc śmieję się głośno
Przegryzam sznur
I spadam