Przejdź do treści Przejdź do stopki

To zaczyna się od Ciebie

Po ostatniej aferze dotyczącej Marcina Kąckiego, który okazał się spierdoliną molestującą kobiety, pojawiły się, jak zawsze, zdziwione głosy – jak to się stało, że molestowane kobiety nic z tym nie zrobiły.

Takie reakcje są typowe dla ludzi, którzy nigdy nie doświadczyli przemocy (albo ją głęboko wyparli), nie rozumieją psychologii ofiar i jest to dla nich absolutnie abstrakcyjna sytuacja. Jeśli jesteś taką osobą, to bardzo Ci gratuluję i szczerze zazdroszczę. Chcę Ci dzisiaj jednak zaproponować eksperyment psychologiczny. Chcę wytłumaczyć Ci, jak to jest, kiedy ktoś depcze Twoje granice, ignoruje Twoje „nie” i sieje spustoszenie w Twojej psychice. Chcę, żebyś poczuł/poczuła się na chwilę jak ofiara przemocy i żebyś doświadczył/doświadczyła procesów, które się z tym wiążą.

A więc stało się. Ktoś Cię zgwałcił, pobił, złamał. Czujesz się jak śmieć. Czujesz się jak gówno. Ale przede wszystkim bardzo często nie wiesz, co się dzieje, i nie masz pojęcia, jak się zachować. Właśnie wydarzyło się coś tak abstrakcyjnego, że czujesz się tak, jakby to nie było prawdziwe życie. Twój organizm może być w stanie szoku, żeby poradzić sobie z bólem. Możesz być jak kurczak z odciętą głową, który nadal biega po podwórku, bo do nerwów nie dotarło jeszcze, że głowy niet. Nie jesteś na to przygotowana/przygotowany, nie masz na to gotowego skryptu. Wiesz, co zrobić, kiedy pali Ci się dom – dzwonisz po straż pożarną. Wiesz, co zrobić, kiedy ktoś robi dla Ciebie coś miłego – dziękujesz. Rodzice Cię tego nauczyli. Ale rodzice nie nauczyli Cię prawdopodobnie, co zrobić, kiedy Twój szef masturbuje się przed Tobą, kiedy Twój partner/partnerka nagle zaczyna Cię poniżać przy znajomych albo kiedy ktoś przystawia Ci nóż do gardła i każe Ci się rozbierać.

Co gorsza, wiele z tych sytuacji często zaczyna się niejednoznacznie lub niewinnie. Oprawcy nie są idiotami i rzadko zachowują się, jak kartonowi mafiozi z kreskówek. Często działają na granicy tego, co dopuszczalne. Ktoś rzuca w Twoją stronę komentarz, który wbija Cię w podłogę i wzbudza w Tobie ten okropny, zimny dreszcz, ale potem obraca to w żart. Ktoś popycha Cię w stronę szafy i mówi, że to przypadek. Więc odpuszczasz, bo ta osoba ma nad Tobą władzę, a Ty nie chcesz sobie robić problemów. W odpowiedzi Twój oprawca stopniowo dokręca śrubę. Następnym razem zamiast pchać Cię na szafę, daje Ci po mordzie. Zamiast

„przypadkowo” dotknąć Twojego kolana, „przypadkowo” wkłada Ci rękę w spodnie. Stopniowo zwiększa Twoją tolerancję na przemoc. Do hardcorowych sytuacji dochodzi się często małymi kroczkami.

Zwłaszcza przy molestowaniu seksualnym czujesz, że sytuacja jest niejednoznaczna. Wykładowca lub szef się przy tobie masturbuje. Wiesz, że coś jest nie tak, wiesz, że tak, kurwa, nie powinno być, ale jaka jest skala tej przemocy, kto powinien się tym zająć? Czy to już moment, żeby zadzwonić na policję? Bo przecież Cię nie zgwałcił, tak formalnie. Kogo masz zawiadomić, co masz z tym zrobić?

Są dwa czynniki, które pogłębiają to poczucie zagubienia. Pierwszy jest taki, że oprawca będzie Cię celowo, systematycznie i często bardzo umiejętnie konfundował. To nie jest tak, że zły człowiek, robiąc nam krzywdę, mówi: „Ha, ha, ha! Ależ jestem zły!”. Zły człowiek ma mechanizmy obronne, które pozwalają mu uniknąć odpowiedzialności za swoje spierdolenie, a czasem nawet nadal myśleć o sobie jako o spoko typie. Może będzie udawał, że do niczego nie doszło. Przy ludziach będzie zachowywał się przyzwoicie i uprzejmie. Może nawet będzie próbował „wynagrodzić Ci” swoją przemoc (to jest typowe dla przemocy w rodzinie). Dawał prezenty, kwiaty, pieniądze. Może wręcz zaprzeczy, że coś Ci zrobił, kiedy go z tym skonfrontujesz. Powie, że wszystko to sobie wymyśliłaś/wymyśliłeś. A cała ta sytuacja wydaje Ci się na tyle abstrakcyjna, na tyle dziwna, że w pewnym momencie Ty też zaczniesz się nad tym zastanawiać. Może Ci się to wszystko przyśniło? A może tracisz po prostu, kurwa, rozum. To przecież niemożliwe, żeby ten elegancki, elokwentny człowiek, robił takie rzeczy.

Jest jeszcze drugi czynnik, który paraliżuje Cię w tej sytuacji. Otóż jeśli dorastałaś/dorastałeś w latach 90. lub wcześniej, to prawdopodobnie zostałaś wychowana/zostałeś wychowany do tego, żeby znosić przemoc, a zdrowe instynkty, które mogłyby Ci pomóc postawić granice Twojemu oprawcy, zostały skutecznie wyplenione. W dzieciństwie tresowano Cię do posłuszeństwa jak niesfornego szczeniaka. Miałaś/Miałeś uznawać autorytet i go nie kwestionować. Miałaś/Miałeś słuchać starszych, nawet jeśli starsi robili rzeczy głupie lub złe. Kiedy protestowałaś/protestowałeś, bo coś naruszało Twoje granice, dostawałaś/dostawałeś lepa na ryj i komunikat, że masz „nie pyskować”. Jeśli rodzic Cię uderzył, bo nie umiał sobie poradzić z sytuacją, to była Twoja wina – bo byłaś/byłeś złym dzieckiem. Dlatego, o ile nie masz za sobą lat terapii, nie masz też żadnych narzędzi, żeby poradzić sobie z kimś, kto nadużywa swojego autorytetu. Skąd nagle masz je wziąć jako dorosła osoba, którą spotyka przemoc? Z sufitu? Podszeptów anielskich? Ma na ciebie spłynąć cudowna iluminacja?

Czasami możesz nawet nie być świadoma/świadomy tego, że jesteś ofiarą przemocy. Jeśli jesteś przyzwyczajona/przyzwyczajony do tego, że ludzie (np. Twoi starzy) gnoją Cię i ignorują Twoje granice, to takie zachowanie, chociaż Cię niszczy, staje się dla Ciebie normalne. Dlaczego nagle miałbyś/miałabyś protestować, kiedy inne osoby robią Ci to samo? Poza tym przecież wiesz, że i tak to nic nie da. Więc jesteś grzeczną dziewczynką/grzecznym chłopcem i nie robisz problemów. Tak, jak Cię mama wychowała.

Często też ofiary przemocy, zwłaszcza seksualnej, odczuwają ogromny wstyd i poczucie winy. Między innymi dlatego, że wierzymy w sprawiedliwy świat oraz prawo przyczyny i skutku. Myśl, że ktoś bezinteresownie robi nam krzywdę, jest dla nas tak dziwna, tak straszna, tak nielogiczna, że często zastanawiamy się, czy to nie jest nasza wina. Bo przecież dostajesz to, co przyciągasz. Karma wraca, Opatrzność czuwa, nic nie dzieje się bez przyczyny, wszechświat jest przewidywalnym i przyjaznym miejscem. A skoro tak, i skoro właśnie wydarzyło mi się coś przerażającego, to nie może być całkiem losowe. Takie myślenie nazywa się „fenomenem sprawiedliwego świata” i jest błędem poznawczym, na który wszyscy jesteśmy podatni.

Takie myślenie jest bardzo na rękę naszemu oprawcy, który dodatkowo je wzmacnia, stosując DARVO – Deny, Attack, Reverse Victim & Offender (zaprzecz, atakuj i zamień ofiarę w oprawcę). Matka, która pierze dzieci, mówi, że wcale ich nie bije, to wychowawczy klaps jest, a tak w ogóle to wina tego wstrętnego, niegrzecznego bachora, święty by się wkurwił. Kącki nie molestował kobiet, on je źle kochał, tak naprawdę jest ofiarą trudnego dzieciństwa i teraz boi się nagonki #metoo. W zasadzie każdy sprawca przemocy stosuje tę taktykę. I ona działa – zarówno na ofiary, jak i na osoby postronne – o czym mogliśmy się przekonać, czytając laudację Nogasia na temat wynurzeń Kąckiego.

DARVO jest szczególnie skuteczne w przypadku przemocy seksualnej, bo tutaj kultura przygotowuje oprawcom żyzny grunt pod manipulację, wmawiając kobietom, że to one są odpowiedzialne za zachowania seksualne mężczyzn. Przejrzyj sobie dowolne pismo katolickie, skierowane do młodych ludzi. Polecam zwłaszcza klasyki takie jak „Miłujcie się”. Dziewczętom wciska się tam wstyd za sam fakt, że istniejąc, „wodzą na pokuszenie”. I podaje się im tam szereg strategii, aby zniwelować tę straszną przewinę. Mają „ubierać się skromnie” i „nie prowokować”, cokolwiek to znaczy. Biedni mężczyźni uwodzeni przez kobiety nie są bowiem w stanie panować nad swoimi instynktami. Można by przypuszczać na podstawie tych pereł literatury, że wymaganie od chłopa, żeby nie ruchał, kiedy chce ruchać, jest jak wymaganie od świni, by latała.

page3image19944528

Te komunikaty pojawiają się cały czas w kulturze i to nie tylko katolickiej. Cały czas pytamy, w co była ubrana ofiara gwałtu. Czy lubiła seks. Czy miała wielu partnerów seksualnych. Bo o ile mężczyzna, który nie umie utrzymać chuja w spodniach, ma ciche przyzwolenie na swoje zachowanie (zmuszać świnię, żeby latała, jest nie tylko nieracjonalnie, ale i okrutnie), to kobiety powinny być karane za posiadanie jakiejkolwiek seksualności. „Boys will be boys”. „Prostytutki nie można zgwałcić”. Wszyscy mamy to w głowie, nie sposób się od tego, kurwa, uwolnić. Więc jeśli kobieta doświadczy przemocy seksualnej, automatycznie pojawi się u niej poczucie winy, strach, że może jakoś to sprowokowała. A społeczeństwo z radością potwierdzi w niej to przekonanie, pytając, czy nie miała aby zbyt głębokiego dekoltu.

No ale dobra. Powiedzmy, że udało Ci się przezwyciężyć szok, otrząsnąć się z gaslightingu, pokonać kilkadziesiąt lat warunkowania i postanawiasz coś zrobić z przemocową sytuacją, która Cię spotkała. Szybko zorientujesz się wtedy, że piszesz się tym samym na wyniszczającą walkę z systemem, który traktuje Cię jak krowi placek, który przyczepił się do podeszwy buta. Wszyscy najchętniej pozbyliby się problemu (czyli Ciebie, bo Ty jesteś tu problemem). System obciąża Cię też całą odpowiedzialnością za rozwiązanie sytuacji. Ty masz się odezwać, Ty masz się skonfrontować ze swoim oprawcą, Ty masz latać od pokoju do pokoju na policji. Jeśli mąż Cię napierdala, to Ty masz uciekać z domu, zostawiając za sobą swój dobytek. Ty masz męczyć bułę systemowi sprawiedliwości. Ty masz być tą odważną, sprawczą osobą, a przy okazji musisz też być osobą nieskazitelną, bo jeśli okaże się, że nie jesteś nieskazitelna/nieskazitelny, to pewnie sobie na przemoc zasłużyłaś/zasłużyłeś. I musisz przygotować się na to, że system wciśnie Cię w liczne sytuacje bez wyjścia. Jeśli uciekniesz z domu przed przemocowym mężem, to on oskarży Cię, że zabierasz mu dostęp do dzieci, a jeśli dasz mu dostęp do dzieci, to będziesz współwinna przemocy, której on się wobec nich dopuszcza. Jeśli postawisz się molestującemu szefowi, to on Cię wywali z pracy albo zmieni Twoje życie w piekło, a jak się nie postawisz, to przyzwalasz na przemoc (a wiesz, wiesz doskonale, że będzie molestował też inne osoby). Doświadczać przemocy to mieszkać w krainie niemożliwych wyborów.

Musisz być też przygotowana/przygotowany na to, że ludzie będą Cię winić. Że doznasz takiego poczucia niezrozumienia i samotności, jakiego nigdy wcześniej nie poznałaś/poznałeś. Widzisz, w większości przypadków nikt Ci nie pomoże. Zwłaszcza jeśli jesteś kobietą, a przemoc ma charakter seksualny i/lub systemowy. Jeśli jako ofiara przemocy nie wiesz tego intuicyjnie, to szybciutko tego doświadczysz na własnej skórze. Jeśli mąż Cię regularnie gwałci i napierdala, to sąsiedzi nie przyjdą, żeby Cię uratować, choćbyś darła się wniebogłosy. Policja

uzna, że to nie ich sprawa. Jeśli partner stosuje wobec Ciebie przemoc psychiczną i ekonomiczną, to przyjaciele i rodzina w ogóle nie będą rozumieć, o co Ci chodzi. Być może usłyszysz, że w dupie Ci się poprzewracało i coś sobie wymyślasz. Jeśli ktoś Cię pobije na ulicy, mała szansa, że ktoś przerwie tę bójkę. Jeśli w pracy szef/szefowa stosuje wobec Ciebie terror psychiczny, a Ty opowiesz o tym współpracownikom, to spotkasz się z trzema rodzajami reakcji:

1) Osoba pokiwa głową z cichym zrozumieniem i nic z tym nie zrobi. Może poradzi Ci po prostu unikać oprawcy.

2) Osoba pokiwa głową, a potem da Ci złote rady, jak udobruchać oprawcę. Uzna, że po prostu „nie umiesz obsługiwać” oprawcy, czymś go zezłościłaś/zezłościłeś, zabrakło Ci dyplomacji, a „ona/on po prostu już tak ma, że nie do końca się kontroluje”. Klasyk, jeśli chodzi o ofiary mobbingu w pracy, ale ten sam rodzaj feedbacku dostaniesz, jeśli w katolickim środowisku przyznasz się, że Twój mąż regularnie Cię gnoi.

3) Osoba uzna, że kłamiesz albo zacznie Cię unikać, albo uzna, że to Twoja wina. Stanie po stronie oprawcy. Wkurwi się, że mówisz o nim takie rzeczy. Ogólnie rzecz biorąc, gorzko pożałujesz, że w ogóle zaczęłaś/zacząłeś temat.

Te reakcje są paradoksalnie tym silniejsze, im gorsza jest przemoc w środowisku i im częściej oprawca odpierdala tego typu rzeczy.

Dlaczego nikt Ci nie pomoże? Wcale nie dlatego, że ludzie są źli i nieczuli. Ludzie się boją. Czy Ty poszłabyś/poszedłbyś napierdalać się z napakowanym typem w obronie obcej osoby? Ja bym nie poszła. Prawda jest taka, że jeśli staniesz w obronie ofiary przemocy, to sam/sama narażasz się na przemoc. Oprawca się na Tobie zemści. Gwałcący partnerkę mąż może napuścić na Ciebie typów, żeby zgwałcili i Ciebie, i jeszcze pobili, albo przynajmniej potłukli Ci okna. Jeśli skonfrontujesz się z szefową mobbingującą Twojego kolegę, sam/sama staniesz się ofiarą mobbingu. I nikt Ci nie pogratuluje bohaterskiej postawy. Nie, w momencie, kiedy dostaniesz rykoszetem od przemocowych gnojów, bo stanęłaś/stanąłeś w czyjejś obronie, będziesz musiała/musiał też radzić sobie sama/sam. Teraz to Ty jesteś krowim plackiem na podeszwie, fatwa przeszła na Ciebie. Jedyny sposób, żeby to zmienić, to stworzyć system, w którym zawsze jest bezpieczna możliwość zgłoszenia przemocy. W którym istnieją mechanizmy pomocy ofiarom nienarażające na reperkusje i ofiar, i wszystkich, którzy staną po ich stronie.

Ludzie nie pomagają też ofiarom przemocy, bo chcą utrzymać swoją wizję sprawiedliwego świata. Wszak nic nie dzieje się bez przyczyny. Stąd bierze się cały victim blaming. Ktoś ją

zgwałcił? Pewnie łaziła sama po nocach. Ktoś ją molestował? Po co zamykała się z nim sama w pokoju? Ktoś go pobił i okradł? Było nie szpanować zegarkiem. Żona doświadcza przemocy ze strony męża? Te sytuacje nie są jednoznaczne, a tak w ogóle to czemu z nim nadal jest? Szef ją zgwałcił? Mnie nie gwałcił, pewnie musiała coś zrobić nie tak. Chcącemu nie dzieje się krzywda.

Ten mechanizm jest niezwykle silny, bo jeśli się go pozbędziemy, jak obuchem w łeb uderzy nas bardzo nieprzyjemna prawda: świat nie jest sprawiedliwy. Świat jest zimnym, chaotycznym, nieprzyjaznym miejscem, w którym dobrzy ludzie dostają w dupę, a źli obrastają w tłuszcz. I nie możesz się przed tym obronić. Choćbyś był/była najlepszą osobą na świecie, rozdała/rozdał majątek sierotom, chodziła/chodził do kościoła w każdą niedzielę, kupiła/kupił wszystkie ubezpieczenia świata, uważała/uważał na światłach i starała/starał się dobrze żyć ze wszystkimi, może wydarzyć się tak, że jakiś gnojek wejdzie w Twoje życie i całkiem bezinteresownie Ci je zniszczy. Że ktoś Cię nieodwracalnie popsuje. Że w jednej chwili stracisz wszystko. Że wydarzy Ci się straszna, niezawiniona trauma. NIE MOŻESZ się przed tym uchronić. Nie zachowa Cię od tego żaden bóg, nie ubezpieczy przed tym żadna kosmiczna manifestacja. Nie masz nad tym kontroli. Niezależnie od tego, kim jesteś i co robisz, jesteś potencjalną ofiarą przemocy. I nie znasz dnia ani godziny.

Ta myśl jest straszna. Naprawdę trudno jest żyć ze świadomością, że możesz wszystko „robić dobrze”, a i tak ktoś Cię może zgwałcić na randce albo oblać kwasem. Więc lepiej wierzyć, że chcącemu nie dzieje się krzywda, energia podąża za uwagą i nic nie dzieje się bez przyczyny. A tamta laska, którą gwałci mąż, po prostu przyciąga takich typów, naprawdę powinna się ogarnąć. Ta iluzja pozwala Ci żyć we względnym poczuciu bezpieczeństwa. Ale ta iluzja sprawia też, że przyczyniasz się do problemu przemocy. I paradoksalnie zwiększasz ryzyko, że jeśli Tobie taka sytuacja się przydarzy, to nikt Ci nie pomoże. Chcącemu nie dzieje się krzywda, czyż nie?

Wreszcie ludzie nie pomagają ofiarom przemocy, bo wiedzą, że są współwinni. Bo przecież wcześniej już coś słyszeli, widzieli i przymykali oko. A jeśli nagle przestaną przymykać oko, to dojdzie do nich, że ta straszna, niezawiniona trauma, której ktoś doświadczył, jest też ich odpowiedzialnością. I to nie jest miła myśl. Chcemy myśleć o sobie dobrze. Więc zaciskamy te oczy, a jak ktoś nam je na siłę otwiera, mówiąc wprost, że jest ofiarą przemocy, to jesteśmy wkurwieni. Właśnie tak – wkurwieni. Nie chcieliśmy wdepnąć w ten krowi placek. I wylewamy ten wkurw na ofiarę, która śmiała coś powiedzieć, zamiast siedzieć cicho w kącie, jak inne przed nią, i nie robić problemów.

Nie jestem w stanie dostatecznie podkreślić tego, jak silne są te mechanizmy obronne. Jeśli myślisz, że Ciebie to nie dotyczy, to prawdopodobnie nie tylko je masz, ale w dodatku są one opancerzone betonem i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Uświadomienie sobie, jak trudno jest pomagać ofiarom przemocy, jak bardzo jest to nieintuicyjne i jak bardzo nie chcemy tego robić, jest pierwszym krokiem do tego, żeby zacząć pomagać ofiarom przemocy. Musisz wiedzieć, z czym się mierzysz, do jasnej cholery.

Podsumowując, jeśli uważasz, że ofiary przemocy są same sobie winne, bo przecież powinny były coś z tym zrobić, to żyjesz w świecie ułudy, powielasz szkodliwe stereotypy i jesteś częścią problemu. To właśnie dlatego, że większość osób myśli tak jak Ty, Kąccy tego świata będą mieli się znakomicie, będą bezkarnie krzywdzić innych ludzi i obrastać w tłuszcz. Zmiana tej sytuacji zaczyna się od Ciebie, nie od ofiary gwałtu, molestowania czy innego rodzaju przemocy. Ofiary przemocy i bez tego mają sporo na głowie.

To na Tobie leży odpowiedzialność, żeby się dokształcić, zrozumieć swoje mechanizmy obronne, przestać żyć w ułudzie sprawiedliwego świata i nie pierdolić kocopołów, że ofiary przecież „mogły coś powiedzieć”.

To na Tobie, na nas wszystkich, leży odpowiedzialność, żeby domagać się sensownych mechanizmów zgłaszania przemocy w domu, w pracy, w kościele, wszędzie.

To na Tobie leży odpowiedzialność za wysłuchanie Twojej przyjaciółki, która mówi Ci, że mąż stosuje wobec niej przemoc, i ugryzienie się w język, kiedy chcesz powiedzieć, że może nie jest aż tak źle, bo Franek to w sumie miły facet i taki przystojny.

To na Tobie leży odpowiedzialność za stworzenie takiego środowiska pracy czy życia, w którym uznaje się, że przemoc jest zawsze złem i nie ma usprawiedliwienia.

Za domaganie się, żeby ksiądz pedofil poszedł siedzieć, jak każdy inny pedofil, a nie żeby poszedł do innej parafii, bo wszak „wszyscy błądzą”, a „kościół robi tyle dobrego”.

Za utarcie nosa przemocowemu spierdoksowi w Twojej firmie, nawet jeśli wobec Ciebie akurat nie jest przemocowy. Szczególnie wtedy.

Za uczenie swoich synów, że mają nie gwałcić, a nie córek, że mają nie być gwałcone.

Za nietolerowanie księży i prawicowych polityków, którzy stają w obronie przemocy domowej i likwidują prawa antyprzemocowe.

Za ustawianie do pionu lewicowych intelektualistów, którzy widzą przemoc na prawicy, ale jak ktoś wśród swoich okazuje się spierdoliną, to spuszczają nagle z tonu.

Za niepierdolenie głupot, że „Korwin ma może kontrowersyjne poglądy, ale cośtam, cośtam, gospodarka”.

Za to, żeby nie usprawiedliwiać przemocowych gnojów, nawet jeśli są to gnoje utalentowane, piękne i sprawne retorycznie. Nawet jeśli zrobiły tyle dla lewicowej sprawy. Nawet jeśli takie świetne książki napisali. Nawet jeśli są księżmi. Nawet jeśli są, kurwa, całym kościołem katolickim.

Jeśli ktoś mówi i robi przemocowe gówno, to choćby poza tym był geniuszem i mówił językami ludzi i aniołów, należy go wywieźć na taczkach i odsunąć od pełnienia jakiejkolwiek funkcji publicznej.

Walka z przemocą nie powinna zaczynać się od ofiar przemocy. Powinna zaczynać się od Ciebie. Od Twojej empatii. Jeśli dostatecznie dużo ludzi zmieni swoje myślenie, to może za jakiś czas przestaniemy żyć w świecie, w którym rzekomo społecznie zaangażowana gazeta publikuje non-apology typa molestującego kobiety.

Zostaw komentarz

0