Skip to content Skip to footer

Hank Harper

Caro-Kann

Jego twarz świeci światłem odbitym, jak księżyc. Siedzi sam, w ciemnym pokoju, oświetla go tylko blask LED-owego ekranu. Patrzy na nią. Przegląda jej zdjęcia na Facebooku. Jak pije drinki z przyjaciółmi. Jak obejmuje kogoś nieznajomego. Patrzy na jej wielkie oczy i na twarz porcelanowej lalki.

Teraz patrzy na twarze wykrzywione udawaną rozkoszą. Patrzy na połacie różowego mięsa, wyłożone przed nim, dla jego przyjemności, na wielkie tyłki i okrągłe piersi, na nabrzmiałe usta i rozmyte makijaże. Słyszy udawane jęki.

Myśli o niej. Widzi jej twarz. Myśli o jej włosach, za które chwyciłby i brutalnie pociągnął. O jej ciele, które przygwoździłby swoim, tak by nie mogła się ruszyć ani oddychać. O kruchej krtani, którą by zmiażdżył. O rozszerzonych oczach, patrzących na niego.

Cicho jęczy, kiedy wypływa z niego wstyd. Wstyd ciężki jak ołów, osiadający na jego brzuchu i udach, wgniatający go w krzesło.

Wyłącza zakładkę przeglądarki. Myśli o sobie, że jest żałosny. Myśli o sobie, że jest swoim największym rozczarowaniem.

Teraz chciałby ją przeprosić. Chciałby się rozpłakać. Ale wtedy pojawia się myśl o tych wszystkich mężczyznach, którzy dotykają jej brzoskwiniowego policzka, którzy gładzą jej piersi, którzy ją pieprzą i którzy ją przytulają. I wtedy wraca to pragnienie, aby ją zniszczyć. I tych mężczyzn też. Chciałaby wyjść na zewnątrz z butelkami benzyny i podpalić to miasto.

Wlewa w siebie alkohol jak maszyna, bo chciałby być maszyną. Chciałby zlać się z matrycą i rozwiązać świat właściwym algorytmem.

Włącza chess.com i w dziesięciominutowych partiach szachowych upokarza kolejnych nieznajomych dobranych przez silnik portalu. Atakuje ostro ich pozycje i niszczy ich obrony. Wbija ich w podłogę.

Po godzinie ma dość.

Sięga po chusteczki higieniczne. Wyciera się i rzuca papierową kulkę na stertę innych. Pewnego dnia cała podłoga będzie nimi pokryta. Jak ziemia tuż po porządnej śnieżycy: gdziekolwiek nie spojrzysz – biel. Wstaje i czuje, że kręci mu się w głowie. Alkohol szumi mu w uszach, ogarnia go gorące, męczące otępienie. Idzie w kierunku łóżka, usuwa z niego pudełko po pizzy.

Wtedy słyszy brzęk powiadomienia. Podchodzi do ekranu i widzi zaproszenie do gry. Chce je zignorować, chce rzucić się na zmiętą pościel i spać niespokojnym snem bez snów, snem cienką powłoczką oddzielającym go od rzeczywistości. Ale po chwili słyszy kolejny dźwięk. Wiadomość od nieznajomego. A może nieznajomej. Patrzy na ekran z uniesioną brwią i prycha. Nick: Hank Harper. Wiadomość: „Jeśli wygrasz, dam ci to, czego chcesz”. Na zdjęciu profilowym widzi rudowłosą kobietę o szarych oczach. Kobietę o imieniu Hank? Dziewczynę Hanka Harpera? Nie, to pewnie awatar wygenerowany przez AI.

Wykrzywia ironicznie usta. Jeszcze nie grał w szachy z erotycznym botem. Siada przy komputerze i patrzy jeszcze przez chwilę na zdjęcie. Senność gdzieś się ulatnia. No dobrze. Niech będzie. Skoro nie może spać, może się równie dobrze zająć się tym. Akceptuje zaproszenie i na ekranie pojawia żółto-zielona szachownica.

Hank Harper gra białymi. Zaczyna klasycznie – e4. On odpowiada obroną Caro-Kann i przez kolejne minuty oboje odgrywają schematy z książek, poruszając się płynnie po szachownicy jak dobrze ułożeni tancerze na balu debiutantek. W grze środkowej atmosfera robi się napięta. Przeciwnik, czy też może przeciwniczka, gra ostro, taktycznie. Bezlitośnie wykorzystuje wszystkie błędy czarnych i spycha je do obrony. On po raz pierwszy tego wieczora zaczyna się pocić. Zsuwa się na brzeg krzesła i jeszcze raz analizuje sytuację na szachownicy. Stopa podskakuje mu nerwowo. Jest już trzy długie minuty w tyle. Zegar tyka bezlitośnie.

„Kurwa” – rzuca on pod nosem. Ociera twarz ręką i wyciera dłoń w spodnie dresowe. Sytuacja jest beznadziejna. Przegra tę partię. Kurwa, jak mógł do tego dopuścić? Jak mógł być tak głupi? Och, przecież dobrze wie, jak mógł. Jest po prostu chujowy. Chujowy w szachach, chujowy w życiu, chujowy we wszystkim. Zaciska zęby i proponuje remis.

„Nawet o tym nie myśl” – przychodzi odpowiedź na czacie.

On przygotowuje się już do kolejnego desperackiego ruchu, zastanawia się nawet, czy po prostu nie poddać partii, kiedy nagle spływa na niego olśnienie. Widzi tragiczne przeoczenie przeciwnika. Czuje, jak ciężar w żołądku ustępuje, krew śpiewa w uszach. Drżącą ręką wykonuje ruch. Bez wahania poświęca swojego hetmana i matuje w trzech posunięciach.

„Wszystko, czego zapragnę, tak?” – pisze na czacie.

Nie dostaje odpowiedzi. Hank Harper znika.

On kładzie się na łóżku i przykrywa wymiętą, nieświeżą kołdrą. Nie może zasnąć. Cały pokryty jest kwaśnym, lepkim potem. Jest mu za gorąco. Strząsa kołdrę. Teraz jest mu za zimno. Klnąc, idzie do kuchni. Bose stopy kląskają na brudnych panelach. Bierze Xanax, popija szotem wódki i wraca do łóżka. Po kilkunastu minutach spływa na niego przyjemna obojętność.

***

Budzi się w swoim pokoju w środku nocy. Wielkie biurko zastawione monitorami i białe, nagie ściany oblane są ulicznym światłem, które wpada przez niezasłonięte okna. 

On unosi głowę i zamiera. Czuje, że krew uderza mu do głowy. Na starym fotelu z IKEA ustawionym przy drzwiach siedzi ona. Jest ubrana w czarną spódniczkę i białą bluzkę zapiętą pod szyję. Jej twarz jest całkiem biała. Świeci zimnym światłem. Nieodbitym. Wydaje się, jakby coś rozświetlało ją od środka. On nie wie, co powiedzieć. Czuje, że serce wskakuje mu do gardła. Ma ochotę ją zbesztać. Wygonić. Ma ochotę się rozpłakać. Albo przygnieść do tej ściany i zerżnąć ją tak, żeby nie mogła chodzić przez trzy dni. Po kolei zalewają go fale emocji, których nie umie nazwać. Odwraca od niej wzrok i wtedy dostrzega, że na obrotowym krześle przed jego biurkiem też ktoś siedzi. Hank Harper. Rudowłosa kobieta z awatara, ubrana tylko w półprzezroczystą, czarną bieliznę. Zakłada nogę na nogę i uśmiecha się do niego w sposób, który wydaje się mu wstrząsająco bezczelny. 

Wtedy zdaje sobie sprawę, że właśnie spełniła obietnicę. Tego właśnie pragnął. Chciał zrobić to na oczach porcelanowej lalki, która wyrwała mu serce. Chce pokazać jej, jak to jest. Podnosi rudą kobietę z fotela i rzuca na łóżko. Obraca się tyłem do białej, świetlistej twarzy, nadal bezgłośnie w niego wpatrzonej. Nieznoszącym sprzeciwu gestem rozkłada nogi rudej, zaciska dłoń na jej szyi. Ona jęczy. On brutalnie wyciąga jej pierś ze stanika i zaczyna ją pieścić, podczas gdy ona ciężko dyszy.

Tak, o to właśnie chodziło. Tego właśnie chciał. Czuje gorzki tryumf na języku. Patrzy z powrotem na białą twarz porcelanowej lalki, chce sprawdzić, czy ona to widzi. Widzi. Ma łzy w oczach, buzię wykrzywiła w podkówkę. Jego ciało zalewa cicha, zimna groza. Natychmiast puszcza tamtą kobietę.

– Ja… – zaczyna i chce podejść do dziewczyny, ale w tym momencie ruda podnosi się, spycha go na plecy i przytrzymuje jego ręce. On leży pod nią, zdezorientowany. Przed sobą widzi dwie twarze – zarumienione policzki nieznanej kobiety i zalaną łzami buzię porcelanowej lalki. Czuje dyskomfort w podbrzuszu, ale nie ma pojęcia, co się robi w takich sytuacjach. Księżycowa twarz odwraca się od niego, a potem znika za drzwiami. On chce ruszyć za nią, ale tamta kobieta zaciska mu nadal dłonie na nadgarstkach.

On zwraca na nią wzrok, a ona się uśmiecha. Uśmiecha się! Jego całe ciało się trzęsie. Chce zmazać jej z twarzy ten uśmiech. Chce pokazać jej, gdzie jej miejsce. Gwałtownie wyrywa się jej, przetacza ją na plecy, opuszcza spodnie i zdziera z niej koronkowe majtki. Wchodzi w nią szybkim pchnięciem i zaczyna rżnąć, przytrzymując cały czas jej gardło. Po chwili dochodzi.

Wtedy wraca wstyd.

Pojawia się natychmiast, kiedy podniecenie opuszcza jego ciało.

Wypełnia cały pokój jak szara mgła.

Przygniata go tak, że trudno mu złapać oddech.

On stacza się z kobiety, nie patrząc jej w oczy. Gorączkowo szuka chusteczek. W końcu rzuca na nią ukradkowe spojrzenie. Ona przygląda się mu z nieobecnym uśmiechem, a on czuje, że zaraz da jej w pysk. Co ona sobie myśli w tej pierdolonej głowie?

– Z czego się śmiejesz? – pyta ją w końcu.

Ona nie odpowiada. Wstaje i zakłada z powrotem bieliznę.

– No co? – Odwraca się do niej i patrzy jej w przymrużone ironicznie oczy. – Z czego się, kurwa, śmiejesz?

Ona bez słowa wychodzi z pokoju. On zostaje sam.

Czuje się jak najgorsza osoba na świecie.

Obrona sycylijska

Następnego dnia budzi się o szóstej rano z kacem, który rozrywa mu głowę. Na oślep sięga po butelkę wody, ale jej nie znajduje. Klnąc, przechodzi na boso do drzwi pokoju i wtedy nadeptuje na coś ostrego.

– Ja pierdolę! 

Odskakuje, trzymając się za nogę i patrzy w dół. Na podłodze leży wypukły guziczek. Biały guziczek od białej bluzki, ciasno zapiętej pod szyją. On stoi przez chwilę bez ruchu, gapiąc się na maleńki przedmiot. Może jego matka to zostawiła, kiedy była tutaj w zeszłym tygodniu? Wie, że to nieprawda, ale spycha tę myśl bardzo głęboko w kąt świadomości. Powoli podnosi guzik i wkłada go do kieszeni. Kiedy wchodzi do kuchni, światło słoneczne uderza go w twarz.

On krzywiąc się, wrzuca tabletkę aspiryny do najmniej brudnej szklanki i zalewa wodą. Jego dłoń wędruje w stronę na wpół opróżnionego opakowania Xanaxu. Trzyma je przez chwilę, a potem wrzuca do worka na śmieci. Po chwili wkłada do niego też puste butelki po piwie. Delikatnie, bo ich dzwonienie wwierca mu się w mózg. Otwiera zamrażalnik, wyciąga z niego wódkę i wylewa alkohol do zlewu. Pustą flaszkę układa w worku na reszcie śmieci. Po chwili dorzuca jeszcze wyciągnięty z kieszeni guziczek, a potem wynosi całość za drzwi wejściowe.

Wstawia wodę na herbatę, a potem wchodzi do łazienki, rozbiera się i staje przed lustrem. Wygląda strasznie. Tłuste, dawno nieobcinane włosy wchodzą mu do przekrwionych oczu. Czerwony nos błyszczy, na zarośniętych policzkach wyskoczyły mu jakieś wypryski. Twarz typowego przegrywa. I ten bezkształtny tors. Nic dziwnego, że odeszła. Nic dziwnego, że woli być dotykana przez innych mężczyzn. Nie może mieć do niej o to pretensji. Dziwne, że w ogóle kiedykolwiek go chciała.

Ma ochotę napluć sobie w twarz, ale to byłoby zbyt dramatyczne i bardzo pretensjonalne, a on jest człowiekiem racjonalnym, który nie lubi poddawać się emocjom. Odwraca się, wchodzi pod prysznic i karze swoje grube, niedostatecznie dobre ciało strumieniami lodowatej wody. Wychodzi. Wyciera się. Staje znów przed lustrem. Po chwili wahania sięga po maszynkę. Przycina brodę i włosy. Patrzy na siebie. Nadal wygląda jak gruby przegryw. Gruby przegryw z przyciętymi włosami.

Zakłada byle jakie ciuchy i podchodzi do komputera, żeby włączyć Slacka i zameldować się w pracy. Wtedy widzi powiadomienie na chess.com.

Hank Harper proponuje mu rewanż.

On klnie pod nosem, zamyka okienko przeglądarki i loguje się do pracowego komunikatora.

***

Tego dnia siedzi w pracy do dwudziestej pierwszej, odhaczając wszystkie zadania na ten i kolejny tydzień. Robi przerwy na energetyka, toaletę i plastikowy obiad podgrzany w mikrofalówce. Stara się nie myśleć o bladej, księżycowej twarzy.

O 21.05 pojawia się komunikat na Slacku od team managera.

„Kończ, stary, jest piątek wieczór. Nikt Ci nie zapłaci za nadgodziny”.

„Tobie też nie” – odpisuje.

„Ja faktycznie mam coś do zrobienia”.

Wyłącza Slacka i siedzi przez chwilę w fotelu. Pokój jest ciemny i cichy. Wpada do niego światło ulicznych latarni. 

On otwiera folder z pornografią i natychmiast go zamyka. Żałuje, że rano wylał cały swój alkohol do zlewu. Mógłby teraz zejść, kupić coś w Żabce. Przy okazji wyrzucić stare butelki. Ale nie chce mu się ruszać z fotela.

Zamiast tego odruchowo wchodzi na chess.com. Propozycja rewanżu od Hank Harper cały czas tam wisi. On wchodzi na jej profil. Mnóstwo partii, głównie wygranych, żadnych przyjaciół. Dołączyła rok temu.

„Rewanż?” – pojawia się kolejna wiadomość na portalu.

On wpatruje się w nią tępo. Jego stopa podskakuje na wytartych panelach pod biurkiem. Zaczyna się pocić. Zaczyna zastanawiać się, czy ten albo ta Hank Harper nie obserwuje go z ukrycia i nie wpływa na jego sny. Czuje, że po karku przepływa mu dreszcz. A potem beszta się w myślach. Bo przecież nic się nie dzieje. Wygrał partię z jakimś internetowym trollem albo rudą nimfomanką, a potem miał nieprzyjemny sen. Pierwszy od trzech miesięcy. Za długo siedzi w tym ciemnym pokoju i miesza mu się w głowie. Wyobraża sobie rzeczy. A tamta partia była przynajmniej ciekawa. Była wymagająca. Potrzebuje teraz czegoś intelektualnie wymagającego.

„Rewanż” – odpisuje na czacie i podejmuje grę.

Tym razem dostaje białe. Niewiele myśląc, przesuwa piona na e4, przygotowując się do partii wiedeńskiej. Hank natychmiast wykonuje ruch c5, jakby czytała w jego myślach. Czytała. Zauważył, że zaczął myśleć o niej jako o kobiecie. Rudowłosej kobiecie z jego snu. Której cholerna obrona sycylijska niweczy właśnie jego plany. On wzdycha ciężko i idzie w wariant Ałapina.

Mijają minuty, odmierzane przez zegary szachowe, z pola bitwy znika połowa figur. On jest skupiony. I trzeźwy. Ma nowy plan i realizuje go z morderczą skutecznością. Unika błędów. Ale Hank nie zostaje w tyle. Wchodzą w fazę gry końcowej i wtedy ona wymusza na nim niespodziewanie wymianę hetmanów, rujnując jego strategię. W tym samym czasie na ekranie pojawia się wiadomość.

„Pomyślałeś już, czego chcesz tym razem?”

On zamiera. Dziwne, ciężkie uczucie opada mu na ramiona i rozlewa się po ciele, napinając mięśnie. „Daj spokój” – mówi sobie. „Gada tak tylko, żeby wyprowadzić cię z równowagi”. Ale ta jej strategia jest wstrząsająco skuteczna. On wpatruje się w żółto-zieloną szachownicę i nie ma pojęcia, jaki ruch zrobić. Mijają minuty, a on nie może skupić się na grze. Przegra tą partię. Przegra, bo jest debilem. I dlatego, że właśnie pomyślał o tym, czego chce. Pomyślał i zgubił wątek.

Została mu ostatnia minuta. Zbija hetmana, a wtedy Hank Harper wysyła mu na czacie emotikonę uśmiechniętego diabełka i poddaje grę.

On gapi się w ekran z otwartymi ustami.

„Ej, czemu się poddałaś?” – pisze na czacie, ale nie dostaje odpowiedzi.

Trzęsą mu się ręce.

„Halo?” – pisze kolejną wiadomość, ale Hank Harper znika.

On wychodzi z pokoju i pędzi do drzwi wejściowych. Otwiera je, wciąga worek na śmieci z powrotem do mieszkania i zaczyna w nim grzebać, wyrzucając butelki na zewnątrz. Na dnie znajduje Xanax. Tekturowe pudełko rozmiękło od resztek piwa, ale blister jest nienaruszony.

Bierze od razu dwie tabletki i opiera się o ścianę. Zamyka oczy. Czeka, aż na jego ramiona spłynie ciężka obojętność. Kiedy czuje, że się pojawia, że rozlewa się po ciele, on wstaje i idzie powoli do swojej sypialni. Czuje się, jakby brodził w kisielu, kręci mu się w głowie. 

Wchodzi do pokoju i wtedy ją widzi.

Chce mu się płakać, a jednocześnie śmiać się tak, jak jeszcze nigdy się nie śmiał, czuje się lekki jak hel, bo ona leży w jego łóżku, w pidżamie w słonie, rozespana, zarumieniona, rozczochrana.

– Chodź spać – mówi, a on nie jest w stanie jej odpowiedzieć, nie jest w stanie wydusić słowa, wchodzi do łóżka i po prostu ją przytula, czuje jej ciepło, czuje jej ciepłe, szczupłe ciało w swoich ramionach i wreszcie czuje się pełny. Po raz pierwszy, od kiedy odeszła, jest naprawdę szczęśliwy. Całuje jej czoło i zasypia.

***

Kiedy budzi się rano, sprawdza, czy ona nadal tam jest. Myśl o tym, że mogłaby zniknąć, jest nieznośna. Ale ona śpi nadal koło niego, kosmyk ciemnych włosów opada jej na policzek i dotyka ust. On patrzy na te usta i czuje, że coraz bardziej jej pragnie, że nie może się powstrzymać. W końcu dotyka jej twarzy i całuje ją.

Ona krzywi się, otwiera oczy i odsuwa się od niego.

– Co robisz? – mamrocze.

On nie odpowiada, bierze ją w ramiona i zaczyna całować jej szyję. Ona się wzdraga.

– Przestań. – Zdejmuje jego dłoń ze swojego ciała i odwraca się tyłem do niego. – Chcę spać.

On czuje, jak coś w jego podbrzuszu lodowacieje. Coś nim wstrząsa. Wstaje z łóżka i idzie do łazienki. Rozbiera się i chociaż bardzo tego nie chce, patrzy w lustro. Ogarnia go zimna, lepka rozpacz. Wchodzi pod prysznic i polewa swoje odpychające ciało strumieniami lodowatej wody. Chce mu się płakać, ale szok termiczny ustawia go do pionu. Ubiera się i idzie do kuchni. Wstawia wodę na herbatę, przygotowuje śniadanie. Dla niej i dla siebie. Nie może mieć do niej pretensji – mówi sobie. Nie może kontrolować jej seksualności. Ona po prostu nie ma ochoty. Ale jest przy nim. Znowu daje mu szczęście. Czy to nie wystarczy? Czy nie powinien być za to wdzięczny? Czy naprawdę w relacji musi chodzić cały czas o seks? Ludzie się zmieniają. Nie może cały czas być na niego napalona. Nie może być cały czas napalona na grubego przegrywa.

Zanosi jej do łóżka kanapki i herbatę. Z dwoma łyżeczkami cukru – pamięta, jaką lubi. Delikatnie dotyka jej ramienia.

– Zrobiłem śniadanie – szepcze.

– Mmm… – Ona wciąż leży na boku, odwrócona do niego tyłem. – Dzięki. Zaraz wstanę. Połóż na podłodze.

On wchodzi do łóżka, sięga po swoje kanapki i żuje zeschnięty chleb z serem, patrząc na jej plecy.

– Pogramy dziś wieczorem? – mówi.

– Co? – Ona odwraca się do niego, zaspana i teraz już wyraźnie poirytowana. – Co mówisz?

– Może moglibyśmy dziś wieczorem w coś pograć? – Jego głos robi się coraz bardziej niepewny.

– Znowu w szachy? – Ona wykrzywia swoją śliczną, porcelanową buzię.

– Noo… Wiesz, niekoniecznie… Może coś innego… – Słowa z trudnością przechodzą mu przez gardło.

– Jestem umówiona na wieczór z chłopakami z biura. Idziemy na piwo.

Milczą przez chwilę.

– Może mógłbym pójść z wami? – pyta w końcu on.

Ona przechyla głowę i patrzy na niego nierozumiejącym wzrokiem.

– Ale czemu? Przecież nie lubisz ludzi z mojego biura.

– Mógłbym… Mógłbym spróbować. – Czuje, jakby właśnie ziemia się pod nim zapadła.

– Jak chcesz. – Ona wzrusza ramionami. Wstaje z łóżka.

Chcę, żebyś była szczęśliwa – myśli on, ale nie mówi tego na głos. Nie mówi, bo to zaskakująco podobne do: „chcę, żebyś mnie lubiła”. Oba zdania brzmią w jego głowie równie żałośnie.

Ona wychodzi z pokoju. On kładzie się na boku. Po chwili zasypia. 

Kiedy budzi się po południu, jej już nie ma. Nie ma po niej żadnego śladu.

Gambit hetmański

Jego ciało jest ciężkie i obolałe. Myśl o tym, że ma wstać z łóżka, dobija go. Ma wrażenie, jakby był obłożnie chory. Może ma raka? To niemożliwe, żeby ktoś zdrowy był w takim stanie. Bolą go plecy. Ma trzydzieści lat, ale czuje, jakby miał sześćdziesiąt. Czuje, jakby ktoś znowu otworzył w nim starą ranę. Przez pół godziny płacze. Jest nikim. Jest niczym. Myśli o tym, że już nigdy nie będzie szczęśliwy. Myśli o tym, że ona właśnie jest szczęśliwa z kimś innym. Dlaczego nie mogła być szczęśliwa z nim? Dlaczego on nie był w stanie jej uszczęśliwić? Uderza go ta niesprawiedliwość. A zaraz potem zalewa go fala nienawiści do samego siebie.

Myśli o ostatnich snach. Myśli o tym, że wolał nie mieć snów. Że wolał te nieprzytomne noce po alkoholu, kiedy na osiem godzin po prostu znikał. Myśli o stokroć przeklętej Hank Harper, czy też może Hanku Harperze. Myśli o sobie, że jest kretynem, który nie umie wziąć się w garść i przypisuje jakieś znaczenie internetowemu trollowi i własnym snom.

Zwleka się z łóżka, rozczochrany i opuchnięty, i uwala się na fotel przed komputerem. Wbrew sobie wchodzi na chess.com.

„Wiem, czego chcesz” – widzi wiadomość na portalu.

„Spierdalaj” – odpowiada.

„Chcesz, żeby była z Tobą szczęśliwa”.

Zaciska zęby i blokuje użytkownika Hank Harper. Ma ochotę zrzucić monitor z biurka. Ma ochotę zdemolować cały pokój. Ale nie ma siły. Po prostu nie ma siły. Siedzi przez chwilę z łokciami opartymi na blacie, z twarzą w dłoniach.

Po kilku minutach podnosi wzrok. Odblokowuje użytkownika Hank Harper. „Rewanż” – pisze na czacie i otwiera grę.

Zaczyna gambitem hetmańskim. Zniszczy tę kurwę, nie da jej szans.

Ale ona nie jest w ciemię bita. Wychodzi z kontrgambitem Albina. Od samego początku idzie na noże. On zastawia na nią taktyczne pułapki, ona odpowiada tym samym. Atak za atakiem, kombinacja za kombinacją. Leje się krew, kolejne figury znikają z planszy. Mężczyzna zapomina o bólu, chce dojechać tę zdzirę, w jego oczach odbijają się zielone i żółte kwadraty. Już, już ma zadać jej decydujący cios, kiedy ona wychodzi z niespodziewanym atakiem. On patrzy osłupiały.

Nie przewidział tego. Znowu go przechytrzyła! Nerwowo uderza obiema stopami o podłogę. Kurwa mać. Ma jeszcze dużo czasu. Ale nie widzi wyjścia z tej sytuacji.

„To jest mat w czterech” – dostaje wiadomość na czacie.

„Spierdalaj”.

„Możesz poddać się teraz albo możemy tak się bawić te trzy minuty”.

Ignoruje komunikator i gapi się w szachownicę, jakby była w stanie coś mu powiedzieć. Mijają kolejne minuty.

„Zostało Ci 30 sekund”.

On wykonuje szach wieżą, którą ona natychmiast zbija. To nawet nie był dobry ruch, to była czysta desperacja. Na liczniku zostaje 10 sekund. Od zaciskania dłoni na myszce cierpną mu palce. Cały czas liczy, że znajdzie to jedno genialne posunięcie.

Zegar staje.

Hank Harper wygrywa partię.

„Rewanż” – pisze mężczyzna na czacie i klika propozycję nowej gry.

Hank Harper nie odpowiada i nie przyjmuje propozycji.

„Graj ze mną, kurwa!” – pisze do niej, zanim zdąży się powstrzymać. W odpowiedzi ona go blokuje.

Przez resztę dnia on krąży niespokojnie po mieszkaniu. Wygrywa w szachy z nieznajomymi. Bierze kolejne tabletki Xanaxu, popija piwem i zapada w niespokojne drzemki. O dwudziestej pierwszej zamawia pizzę, schodzi do monopolowego, kupuje butelkę wódki i zaczyna pić ją jeszcze na schodach. Potem, w mieszkaniu włącza najbardziej przemocowe porno, jakie ma na komputerze. Wymiotuje alkoholem i na wpół przetrawioną pizzą. W końcu pada na łóżko.

Tej nocy nie ma żadnych snów.

***

Kiedy się budzi, wchodzi na chess.com i szuka użytkownika Hank Harper. Nie znajduje nikogo o takim nicku. Wchodzi na swój profil i widzi, że zapisy jego trzech ostatnich gier z rudą nieznajomą zniknęły z portalu.

Siedzi w stuporze, wpatrując się w ekran. Odświeża stronę. Potem drugi raz. I trzeci.

***

Siedzi przed komputerem. Jego twarz świeci światłem odbitym, jak księżyc. Od trzech miesięcy nie ma żadnych snów.

***

Słońce oblewa nagie ściany pokoju. On budzi się i wypija duszkiem szklankę wody. Podchodzi do okna i otwiera je na przestrzał. Czuje na twarzy lekki wiatr i ciepło promieni. Powietrze pachnie słodko i świeżo. Słychać szum aut, ćwierkanie ptaków, kroki przechodniów, którzy idą do kościoła. Jest dwudziesty pierwszy marca. Przy biurku stoi zapakowana walizka. On patrzy na nią i czuje ucisk w klatce piersiowej. Narastające emocje, których nie umie nazwać. Jest wśród nich nieusuwalny, dogłębny smutek. Poczucie, jakby ktoś wyciął mu kawałek ciała. Ale jest też coś innego.

Mieszkanie jest puste. Dziś popołudniu przyjedzie kobieta, która ma je posprzątać.

On idzie do łazienki. Myje zęby i przygląda się sobie. Rozbiera się i wchodzi pod prysznic. Zimna woda go rozbudza. Wyciera się szorstkim ręcznikiem, zakłada czyste ubranie.

W kuchni nastawia wodę na herbatę i przygotowuje sobie jajecznicę. Ma jeszcze trochę czasu. Po śniadaniu starannie zmywa po sobie naczynia.

Wytacza z pokoju walizkę. Zakłada buty i narzuca na siebie kurtkę. Patrzy przez chwilę na pusty korytarz.

A potem wychodzi z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.

Leave a comment

0